Marmagne — nie wskazał sam pałacu Nesle, i nasz wybór, nie można tego ukrywać, wielkie będzie miał podobieństwo do zemsty. A potem jeżeli — jak mogę zapewnić, gdyż wezmę z sobą, dwóch ludzi pewnych — jeżeli zabiję Celliniego?
— O! mój Boże — rzekła księżna pokazując z uśmiechem swoje białe zęby — król proteguje żyjących, lecz ani pomyśli mścić się za umarłych, i spodziewam się, że skoro nie będzie nim już powodować jego uwielbienie dla sztuk, pamiętać tylko będzie o swojem przywiązaniu do mnie. Wszak ten człowiek publicznie mnie znieważył! czy zapomniałeś o tem Marmagne?
— Ależ pani! — rzekł ostrożny wicehrabia — czy wiesz dobrze w czem potrzebujemy protekcyi?
— O! tłomaczysz się bardzo wyraźnie, wicehrabio.
— Jeżeli pani pozwolisz, wytłomaczę się jeszcze jaśniej. Być może, że z tym dyabelskim człowiekiem siła nic nie podoła, i wówczas przyznam się, że będziemy musieli uciec się do podstępu. Gdyby przeto uniknął morderców wśród dnia w swojem mieszkaniu, a takowi znaleźli go przypadkiem pewnego wieczoru w odległej uliczce... ludzie ci, pani, nietylko mają szpady, mają także sztylety.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/298
Ta strona została przepisana.