Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/305

Ta strona została przepisana.

księżnej, chociaż nie domyślał się tego, poniżała go blisko przez dwie godziny, cisnął ją i roztrzaskał.
Lokaje poruszyli się, lecz Cellini dobywszy do połowy sztyletu zatrzymał ich.
Askanio przelękły o swojego mistrza, chciał wstać, lecz wzruszenie odebrało mu resztę sił i padł bez przytomności.
Benvenuto nie spostrzegł tego z razu.
W tej chwili księżna ukazała się blada, i rozgniewana na progu drzwi.
— Tak, odchodzę — mówił dalej swoim grzmiącym głosem Benvenuto, widząc już księżnę — i powiedźcie tej kobiecie, że dar, który dla niej przeznaczałem, wręczę pierwszemu lepszemu żebrakowi. który pewnie od niej godniejszym go będzie.
Powiedźcie jej, że jeżeli wzięła mię za jednego ze swoich służalców, jak wy, omyliła się, i że my artyści, nie sprzedajemy pochlebstwa i uniżoności, jak ona sprzedaje swoje wdzięki! A teraz ustąpcie się! Chodź ze mną Askanio.
W tej chwili, odwrócił się ku swojemu ukochaniu uczniowi i ujrzał go bladego z zamkniętemi oczyma i przechyloną w tył głową.
— Askanio — zawołał — Askanio, moje dziecię, zemdlony, umiera może!... i to ta kobieta...