Askanio był w rozpaczy; wierzył w przyjaźń pani d’Etampes, a ta zdradliwa przyjaźń była niebezpieczną miłością; spodziewał się miłości Blanki, a ta kłamliwa miłość była tylko obojętną przyjaźnią.
Czuł się bliskim nienawidzenia tych dwóch kobiet, które tak źle odpowiedziały wszystkim jego marzeniom, gdy tymczasem każda z nich kochała go tak, jakby on chciał być kochanym tylko od jednej z nich.
Pogrążony w ponurym smutku, nie myślał nawet o lilii poleconej przez panią d’Etampes, i miotany niechęcią podsycaną przez zazdrość, nie chciał powrócić do małego Nesle, pomimo próśb i wymówek Ruperty, której tysiące zapytań pozostawiał bez odpowiedzi.
Niekiedy jednak wyrzucał sobie to postanowienie, okrutne zapewne tylko dla niego.
Chciał widzieć się z Blanką, wyznać jej swoję miłość jak zbrodnię, a ona będzie zapewne tak dobrą, że go pocieszy.
Lecz co powiedzieć o swojej nieobecności, jak wytłomaczyć się w oczach młodej dziewczyny?
Askanio, wśród tych naiwnych i bolesnych uwag, dozwolił upływać czasowi i nie śmiał nic przedsięwziąć.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/323
Ta strona została przepisana.