Zachęcony przez prewota, oraz na wspomnienie pogardliwego obejścia pani d’Etampes, wicehrabia zdecydował się napaść z swemi dwoma zbirami, lwa w jego jaskini i wybrał na tę wyprawę dzień Ś-go Eliasza, uroczystość cechu złotników, chwilę, w której pracownia miała być próżną.
Szedł więc przez bulwary z wzniesioną głową, i bijącem sercem, mając o dziesięć kroków za sobą swoich dwóch zbirów.
— Oto — rzekł jakiś głos blisko niego — piękny szlachcic udający się na miłosną schadzkę, z swoją zamaszystą miną dla damy i dwoma zbirami dla męża.
Marmagne odwrócił się, sądząc, że który z jego przyjaciół odzywał się do niego, lecz ujrzał nieznajomego, który szedł tą samę drogą co on i którego będąc zajętym nie spostrzegł.
— Założę się, że odgadłem prawdę, mój szlachcicu — mówił dalej nieznajomy, przechodząc z monologu do dyalogu. — Stawiam mój worek przeciw twojemu, nie wiedząc co w nim jest, to mi wszystko jedno, że idziesz na miłosne rendez-vous. O! nie mów nic, w miłości należy być skirytym. Co do mnie, moje nazwsko jest Jakób Aubry; mój stan, student i idę właśnie na schadzkę z moją kochanką, Danielą Philipot, ładną dziewczyną, lecz okrutnie surowych zasad, które jednak rozbiły się
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/342
Ta strona została przepisana.