Jeśli Benvenuto niepracował jak Tycyan ubrany w zbroi, to przynajmniej jak Salvator Rosa zajmował się roboty, mając przy boku pałasz a sztuciec w ręku.
Marmagne przekonał się więc, że nie wiele zyskał na niespodzianem zejściu Celliniego, albowiem trafił na człowieka uzbrojonego.
Wicehrabia usiłował ukryć swoję bezwstydne tchórzostwo, zwłaszcza, że Cellini zapytał go owym tonem nie cierpiącym żadnej zwłoki w odpowiedzi, w jakim zamiarze przybył do niego.
— Nie mam z tobą nic do czynienia — odrzekł — nazywam się wicehrabia de Marmagne; jestem sekretarzem króla i oto rozkaz Najjaśniejszego pana — dodał wznosząc po nad swoją głową papier, oddający mi na własność część Wielkiego Nesle; przychodzę więc dla wydania rozkazów i rozporządzeń, aby urządzono według mojej woli część pałacu ustąpioną, w której odtąd będę przemieszkiwał.
Mówiąc to, Marmagne otoczony swoimi dwoma zbirami, zbliżył się ku bramie zamku.
Benvenuto chwycił ręką za sztuciec, który jakieśmy to już powiedzieli, miał zawsze przy sobie i jednym susem stanął na ganku przed drzwiami.
— Wstrzymaj się! — zawołał straszliwym
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/348
Ta strona została przepisana.