Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/349

Ta strona została przepisana.

głosem. I wyciągnąwszy rękę prawą ku Marmagnowi — rzekł: Krok jeden dalej, a padniesz trupem.
Wicehrabia zatrzymał się, a stosownie do tego wstępu, należało się spodziewać pojedynku.
Lecz są ludzie posiadający dar stawania się groźnymi.
Trwogą przejmuje każde ich spojrzenie, każdy ruch, jakby to było spojrzenie i ruch lwa.
Ich tchnienie już wionie postrachem, zdala już czuć ich siłę; tupają nogą, ściskają pięście, marszczą brwi, ich nozdrza się wzdymają, a na ten widok i najśmielsi się ociągają.
Drapieżne zwierzęta, których małe są napadnięte, jeżą tylko sierć i hałaśliwie szczekają aby odstraszyć napastnika.
Lecz ludzie, o których tu mówię, są żyjącem niebezpieczeństwem.
Najodważniejsi poznają w nich równych sobie, lecz pomimo tajemnego wzruszenia, prosto ku nim przystępują.
Tylko słabi, tylko lękliwi i podli, drżą i cofają się na ich widok.
Marmagne więc jak już mogliśmy się tego domyśleć, nie był odważnym, a Benvenuto zupełną miał nad nim wyższość.
Przeto gdy wicehrabia usłyszał głos stra-