szliwy złotnika i zoczył ku sobie wymierzone rozkazujące poruszenie, pojął, że sztuciec, pałasz i sztylet, któremi on był uzbrojony, były wyrokiem śmierci jego i dwóch zbirów.
Prócz tego mały Jan poznawszy, że mistrz jego jest zagrożony, pochwycił za dzidę.
Marmagne uczuł, że cel zamierzony chybił i że za szczęśliwego się bardzo poczyta, jeśli teraz wydobyć się zdoła zdrów i cały z kłopotu, jakiego sam sobie narobił.
— Dobrze! dobrze! panie złotniku — odrzekł. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy będziesz posłuszny lub nie rozkazom Jego królewskiej mości! A ponieważ się opierasz, odmawiasz zadość im uczynić, odwołamy się więc do tego, który zdoła ci nakazać swojej woli wykonanie. Lecz niespodziewaj się, abym ci ten zaszczyt miał uczynić i zmierzył się z tobą. Dobranoc!
— Dobranoc! — odpowiedział Benvenuto z głośnym śmiechem. Janie, odprowadź tych panów.
Wicehrabia i dwaj zbirowie ze wstydem wyszli z wielkiego Nesle, strwożeni przez jednego człowieka, a odprowadzeni przez dziecko.
Tak się to smutnie skończyło owo życzenie wicehrabiego: Gdybym mógł znaleźć Benvenuta samego!
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/350
Ta strona została przepisana.