Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/361

Ta strona została przepisana.

tami, wyrastającemi przy słońcu pięknych twych oczu, a dla tego też skreśliłem ich z dziesiątek, tylko patrząc w te oczy.
— Czy tak mistrzu? — a więc słuchamy. A, pan prewot, proszę mi przebaczyć, żem nie zaraz pana spostrzegła; czy masz pan jakowe nowiny o swoim zięciu a naszym przyjacielu hrabim d’Orbec?
— Tak pani, mam — odpowiedział pan d’Estourville, donosi mi, iż musi przyśpieszyć swój powrót i wkrótce go zobaczemy, spodziewam się tego...
Na westchnienie na pół przytłumione, niepostrzeżenie zadrżała pani d’Etampes, lecz wcale się nie zwróciła ku temu, który one wydał.
— Zawsze będzie od wszystkich mile widzianym — rzekła dalej. — I cóż wicehrabio de Murmagne, czy znalazłeś pochwę twojego sztyletu?
— Nie pani, lecz mam już jej ślad i wiem gdzie i jak teraz ją znaleźć.
— A więc życzę dobrego powodzenia, panie wicehrabio, dobrego powodzenia. Jest żeś już gotów mistrzu Klemensie, słuchamy.
— Rzecz to księztwa d’Etampes — rzekł Klemens Marot.
Szmer zadowolenia rozległ się, a Marot odczytał dziesiątek wierszy.