Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/365

Ta strona została przepisana.

— Błagam cię pani, zapomnij o tych wszystkich pustotach, któremi nie chcę utrudzać Waszą książęcą mość.
— O Boże, cóż znaczy ta postać skrzywiona, to czoło zachmurzone? ten głos surowy? Ci wszyscy ludzie znudzili cię, nieprawdaż Askanio? i ja nienawidzę ich; lecz się obawiam. O jakże pragnęłam co prędzej być samą z tobą; musiałeś uważać jak ich spiesznie pożegnałam?
— W samej rzeczy pani, czułem się nie na swojem miejscu w tak dostojnem towarzystwie, ja biedny artysta, co przyszedłem dla pokazania pani tej lilii.
— O Boże! zaraz, Askanio — mówiła dalej księżna spuszczając głowę. Nader jesteś oziębły, nader ponury z twoją przyjaciółką. Przeszłym razem byłeś tak wylany, tak zajmujący; zkąd ta zmiana, Askanio? Bezwątpienia gadanina twojego mistrza, który mnie niecierpi. I ty słuchałeś co mówił przeciw mnie, Askanio? bądź szczerym; mówiłeś z nim o mnie, nieprawdaż? a on ci powiedział, że niebezpiecznie mi ufać, że przyjaźń jaką ci okazuję, skrywa jakoweś sidła; on ci powiedział, że może cię nienawidzę, odpowiedz...
— On mi powiedział, że mię pani kochasz odrzekł Askanio patrząc śmiało w oczy księżnie.
Pani d’Etampes na chwilę oniemiała rażon,