Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/372

Ta strona została przepisana.

— Ojciec ją, zmusza! Czy wierzysz temu? gdybyś ty mnie tak kochał jak ją kochasz, o wiesz, gdybym była na jej miejscu, żadna siła na święcie, żadna wola, żadna potęga nie rozłączyłaby nas. Opuściłabym wszystko, uciekłabym przed wszystkiem; pośpieszyłabym ku tobie, tobie oddałabym pod straż moję miłość, mój honor, moje życie! Nie, nie mówię ci, że ona cię nie kocha, teraz czy chcesz abym ci powiedziała co więcej jeszcze, ty jej nie kochasz już!
— Ja! niekocham Blanki! Lecz mniemam, żeś pani powiedziała, iż jej nie kochałem...
— Nie, ty jej nie kochasz. Ty sam siebie mamisz. W twoim wieku za miłość poczytują potrzebę kochania. Gdybyś mnie był pierwszą ujrzał, mnie byłbyś kochał zamiast niej... A! gdy pomyślę o tem, że mogłeś mnie pokochać. Lecz nie, nie! lepiej żebyś mnie wybrał. Nie znam tej Blanki, ona jest piękną, ona jest czystą, ona jest wszystkiem czem tylko chcesz; lecz te młode dziewice nie umieją kochać. Twoja Blanka nie powie ci tego com ja powiedziała, ja, którą ty gardzisz; zbyt miałaby próżności, zbyt może wstydu. Lecz ja, moja miłość jest prostoduszną, prostodusznie więc przemawia. Ty mną gardzisz, sądzisz, że zapominam roli kobiety, a to wszystko dlatego, że nie jestem skrytą. Kiedyś, jak lepiej