Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/389

Ta strona została przepisana.

dzieć nie daje. Niech ci, którzy ją pamiętają, przypomną sobie. Niepodobna przytoczyć wyrazów, spojrzeń, uścisków rąk obu tych czystych i, pięknych dzieci. Ich niewinne dusze pomieszały się, jak się mieszają z sobą wody dwóch źródeł przezroczystych, nie zmieniając ani swojej natury ani barwy. Blanka z ufnością stała wsparta o ramię swojego narzeczonego. Sama Boga Rodzica gdyby spojrzała z wysokości Niebios na tę najczystszą parę, nie odwróciłaby od niej swojego oblicza.
Zaczynając kochać, staramy się zawrzeć w naszej miłości całe życie, obecność, przeszłość i przyszłość. Jak tylko mogli mówić Askanio i Blanka, opowiedzieli sobie wszystkie swoje cierpienia, obawy i nadzieje dni ostatnich. Lubo wiele wycierpieli, jednak przywodząc sobie na pamięć swoje dolegliwości, oboje się uśmiechali.
Dopiero gdy doszli do przyszłości, stali się smutnymi. Co ich jutro czeka? Według praw boskich stworzeni zostali jedno dla drugiego, lecz w obec względów ludzkich ich związek był niestosownym, źle dobranym. Co tu czynić? Jak skłonić hrabiego d’Orbec by się wyrzekł żony, prewota zaś, by swą córkę oddał rzemieślnikowi.
— Niestety mój Askanio — rzekła Blanka — przyrzekam ci nie należeć jak do ciebie lub nieba, gdyż przewiduję, że do nieba należeć będę.