Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/45

Ta strona została przepisana.

Benvenuto nie chciał wystawiać swego ukochanego ucznia na tak nierówną walkę.
Położywszy więc rękę na jego ręku, i wepchnąwszy do pochwy na wpół już wydobytą szpadę Askania, oddalił się, jakby to co widział bynajmniej go nie uraziło.
Askanio nie poznawał w tym postępku swojego mistrza; lecz ponieważ mistrz się oddalał i on również z nim się oddalił.
Pompeo, tryumfując, oddał głęboki ukłon Celini’emu i udał się w swoję stronę, otoczony będąc ciągle zbirami, jego pogróżki naśladującemi.
Benvenuto gryzł sobie wargi aż do krwi; lecz na pozór zdawał się uśmiechać.
Było to nie do pojęcia dla każdego, kto znał charakter drażliwy znakomitego złotnika.
Lecz zaledwie zrobił sto kroków, napotkał sklep jednego ze swoich kolegów; wszedł więc do niego pod pozorem obejrzenia starożytnej wazy, którą znaleziono w grobach ertruskich w Corneto, swym zaś dwom uczniom rozkazał iść dalej, obiecując złączyć się z nimi za chwil kilka w sklepie.
Łatwo pojąć, że to był tylko pozór by oddalić Askania; zaledwie bowiem zmiarkował, że młodzieniec i jego towarzysz, o którego mniej się troszczył, wiedząc, że jego męztwo nie daleko go za-