Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/454

Ta strona została przepisana.

i zaczął ich uczyć jak mają wymierzać razy w najsłabsze miejsca uzbrojenia, wtedy dzięki Świętemu Maledentowi, memu patronowi, do którego się modliłem, uszedłem razów. Nakoniec ten stary czart ojciec chcąc pokazać dzieciom jakim sposobem podnosi się przyłbicę, wziąwszy lancę do ręki, wymierzył nią i tak trafnie ugodził, że od pierwszego razu odkrył twarz moją wybladłą. Sądziłem, że moja ostatnia godzina wybiła.
— Biedny przyjacielu! — rzekł smutnie Fracasso, szkoda byłoby ciebie.
— Otóż wyobraźcie sobie moje oblicze śmiertelnej bladości, lecz to właśnie stanowiło moje ocalenie, bo ojciec zarówno jak i synowie przeląkłszy się, uważając w moich rysach podobieństwo ze swym pradziadem, uciekli z sali jakby szatan ich ścigał. I cóż wam więcej powiem, skoro się oddalili i ja w nogi; teraz wracając do tego o czem mówiliśmy, powiedziałem wam dlatego to zdarzenie, żeby przekonać, iż jestem mocny w nogach.
— Przyznaję to przyjacielu Maledenie — rzekł Prokop, ale w naszem powołaniu nie zależy głównie na tem, ażeby bez zachwiania odbierać razy, lecz żeby je umieć trafnie zadawać. Najważniejszem zadaniem naszem być powinno, ażeby umieć ugodzić tak, iżby ofiara nie mogła wy-