Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/562

Ta strona została przepisana.

Poczem, pomimo gróźb ojca, pobiegła do kaplicy i zajęła zwykłe miejsce.
Przeor stał jak skamieniały.
Rozgniewany ojciec chciał gonić za córką, lecz don Engerand błagał go, aby nie znieważał świętości miejsca i czekał na ukończenie nabożeństwa.
Ojciec zgodził się na to i poszedł za przeorem do kaplicy.
Zaczęto nieszpory, którym organ podobny głosowi boskiemu, przewodniczył uroczyście.
Śpiew przecudny, lecz złośliwością i goryczą napiętnowany, odpowiadał dźwiękom instrumentu; był to śpiew Antonii; serca wszystkich zadrżały.
Organ znów zaczął przygrywać, a swym poważnym i uroczystym tonem, zdawał się niweczyć urągającego się mu szydercę.
Nawzajem znów śpiew Antonii, jakby przyjmując to wyzwanie, stawał się coraz gwałtowniejszym, żałośniejszym lecz zarazem bezbożniejszym.
Obecni z trwogą oczekiwali wypadku tego przerażającego dyalogu, tej zamiany bluźnierstw i modłów, nakoniec tej dziwnej walki Boga z szatanem; w milczeniu zatem lecz drżący z przerażenia, słuchali gromów muzyki niebiańskiej, po każdej zwrotce bluźnierczego wiersza, głowy się pochylały przejęte trwogą gniewliwego organu.