Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/576

Ta strona została przepisana.

była ciemną. Wiadomo, że wśród rzadkich darów, któremi przyroda obdarzyła Marmagna, odwaga jednak poślednią odgrywała rolę.
Zaczął się przeto niepokoić szelestem kroków wydających się być echem własnych stąpań, otuliwszy się więc płaszczem i machinalnie dotykając rękojeści szpady, dążył jak mógł najśpieszniej.
Lecz ta szybkość nie wiele mu pomogła; gdyż i dążący za nim nie zwalniał chodu, przeciwnie zdawał się nawet chcieć go prześcignąć, tak dalece, że w chwili gdy okrążał wystawę klasztoru Augustyanów, uczuł że wkrótce zostanie dogoniony, jeżeli nie podwoi kroku albo raczej po prostu jeżeli nie puści się biegiem.
Już miał wykonać ten zamiar, gdy z szelestem kroków pomięszał się głos.
— Dobrze czynisz szlachetny panie, że tak żywo dążysz, zwłaszcza o tej godzinie, gdyż musisz zapewne wiedzieć, że w tem miejscu napadnięto mojego przyjaciela Benvenuto; ten wielki artysta bawi obecnie w Fontainebleau, ani wie co się dzieje u niego; a że oba udajemy się w jedną drogę jak mi się zdaje, przeto możemy iść razem, a jeżeli spotkamy rzezimieszków, to się poskrobią w głowę, nim się odważą na nas natrzeć; ofiaruję się więc towarzyszyć panu, jeżeli na to zezwolisz.