Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/583

Ta strona została przepisana.

gdzie weszli; usłyszałem za sobą szelest otwierającego się okna. Zwróciwszy głowę, ujrzałem w niem Pagola. Tego łotra Pagola, któżby po nim się spodziewał coś podobnego, znając jego skromną minkę i słysząc go odmawiającego „Ojcze nasz” lub „Zdrowaś Marya” słowem Pagolo obejrzawszy się na około z równą przezornością jak Herman, okraczył balustradę, spuścił się po rynnie, hyc na balkon, z tego znów na drugi i dalej do okna... czy zgadniesz wice-hrabio do którego?
— Zkądże mogę zgadnąć... może zresztą do okna izdebki Ruperty.
— Właśnie też! nie, do okna Katarzyny, owego ulubionego modelu Benvenuta, prześlicznej brunetki na honor! Teraz domyślasz się zamiarów tego łotra wicehrabio?
— W istocie to bardzo śmieszne — rzekł Marmagne — i to już wszystko co widziałeś?
— O nie koniec na tem mój drogi, na sam koniec zachowałem najciekawsze kawałki, wszak przed deserem zwykle dają najwyszukańsze potrawy; poczekaj zaraz się dowiesz.
— Słucham — rzekł Marmagne. Na honor, to coś mi powiedział dotąd, bardzo mnie ubawiło.
— Zaczekaj jeszcze, mówię ci. Patrzałem więc na mego Pagola, który skakał z ganku na