kroków za temi drzwiami, w korytarzu do nich prowadzącym, były schody wychodzące na taras.
Przez nie to przechodziła warta.
Co dwie godziny Benvenuto słyszał odgłos kroków, wstępujących na schody; potem znowu kroki zstępowały i przez następne dwie godziny inny już go łoskot nie budził.
Szło więc po prostu o to, aby się dostać na drugą stronę tych dębowych drzwi, grubych na dwa palce, zamkniętych na dwa zamki i cztery zasuwy, i co większa, obitych jak rzekliśmy wewnątrz blachą żelazną, przytwierdzoną do drzewa u góry i u dołu gwoździami.
A teraz wykażmy pracę, jaką się zajął Benvenuto podczas upłynionego miesiąca.
Za pomocą żelaznego narzędzia do modelowania, wyjął po kolei wszystkie gwoździe, oprócz czterech u góry, i tyluż u dołu, które zachował na ostatni dzień, potem, ażeby nie spostrzeżono ich braku, zastąpił je zupełnie takiemiż samemi główkami, które ulepił z gliny i żelaznemi posypał opiłkami, tak, że niepodobna było najwprawniejszemu oku rozeznać główek gwoździ prawdziwych od fałszywych.
Ponieważ zaś w całych drzwiach było sześćdziesiąt gwoździ a każdy gwóźdź zajmował godzinę a czasem nawet dwie godzin na wyjęcie, można
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/60
Ta strona została przepisana.