wyobrazić sobie jaką pracę zadawało więźniowi podobne przedsiewzięcie.
Potem przez cały wieczór, gdy wszyscy spali i gdy nie było już nic słychać oprócz kroków szyldwacha po nad jego głową się przechadzającego, Benvenuto rozpalał ogień na kominku i żarzącemi węglami okładał na drzwiach blachę, ta zaś rozpaliwszy się do czerwoności, obracała powoli w węgiel drzewo, do którego była przymocowaną, tak jednak, aby ze strony przeciwnej drzwi tego zwęglenia nie dostrzeżono.
Przez cały miesiąc, jak powiedzieliśmy, Benvenuto oddawał się tej pracy, to też po upływie miesiąca była ona zupełnie ukończoną i więzień oczekiwał już tylko nocy przyjaznej dla jego ucieczki.
Lecz musiał czekać jeszcze kilka dni, gdyż w tym właśnie czasie gdy owej pracy dokonał, była pełnia.
Benvenuto skończył już robotę z gwoździami, rozgrzewał tylko ciągle drzwi i przywodził do wściekłości gubernatora.
Tegoż samego dnia, gubernator wszedł do niego.
— Kochany więźniu — spytał Benvenuta — czy zawsze myślisz ulecieć? Odpowiedz mi otwarcie.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/61
Ta strona została przepisana.