była tylko pozorną, grube krople potu występowały mu na czoło, a gniew wrzał w sercu jego. Nic bowiem nie było nieznośniejszego dla jego gwałtowności jak ta rozmyślna zwłoka, nikczemna zawada zamkniętych drzwi i grubiańska odpowiedź zuchwałego służalca. Ludzie silni, najstraszniejszych doznają cierpień, ilekroć trafiają na zawady materyalne. Benvenuto byłby oddał dziesięć lat życia, aby go kto potrącił; idąc wznosił głowę, zwracał groźne na przechodzących spojrzenia, jakby do nich przemawiał: „Może jest kto pomiędzy wami co mu się życie sprzykrzyło? Jeżeli tak, niech się ze mną spotka, jestem na jego usługi.” W takiem to usposobieniu, zażądał od pazia by go wpuścił do króla.
— Król nie jest widzialny, odpowiedział młodzieniec.
— Czyli mnie nie znasz? rzekł zdziwiony Benvenuto.
— I owszem, znam pana bardzo dobrze.
— Nazywam się Benvenuto Cellini a Najjaśniejszy pan rozkazał mnie wpuszczać w każdej porze.
— Właśnie też dla tego, że się pan nazywasz Benvenuto Cellini, nie możesz wejść.
Benvenuto osłupiał.
— A! to pan, odezwnł się młodzieniec do
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/635
Ta strona została przepisana.