Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/651

Ta strona została przepisana.

— Jaka zbrodnia? zdradziłem przyjaciela.
— To nie jest wcale zbrodnią — odpowiedział dozorca.
— Jak to nie jest zbrodnią, czy może być co niegodziwszego?
I Jakób Aubry zaczął silniej wybijać do bramy.
— Co tam za bałaś? — zapytał wewnątrz więzienia głos trzeci.
— Jest to szaleniec, który chce się dostać do więzienia!
— Jeżeli to waryat, więc go odesłać da szpitala, bo tutaj nie zamykają półgłówków.
— Do szpitala! — zawołał Jakób Aubry uciekając co tchu — doprawdy, właśnie też tego by tylko brakowało, ażeby mnie tam osadzono, przytem tam zamykają żebraków i włóczęgów, lecz nie takich ludzi jak ja, co mają w kieszeni trzydzieści su paryzkich. Do szpitala! ten łotr utrzymuje, że zdrada przyjaźni nie jest zbrodnią! A więc żeby dostąpić zaszczytu, aby być uwięzionym, trzeba koniecznie zabić lub okraść. Przyszła mi pewna myśl... dla czegóż nie miałbym uwieść jakiej dziewczyny? To nie jest rzecz tak hańbiąca. Tak, lecz jakąż uwiodłem?... Gerwazę?... Tu pomimo zmartwienia zaczął się śmiać serdecznie. Zresztą jeżeli to nie miało miejca,