Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/658

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, tym więc sposobem zaraz będziesz ukarany...
— Podaj mi rękę Gerwazo.
— Chodź mój panie.
I oboje udali się do pałacu sprawiedliwości tym samym krokiem, jakim zwykli co niedziela chodzić na przechadzkę.
Jednakże im bardziej się przybliżali do świątyni Temidy, jak Aubry nazywał wspomniony pałac, Gerwaza zwalniała kroku; stanąwszy u schodów z trudnością wstępowała na stopnie; nakoniec przy drzwiach pokoju sędziego nogi jej zadrżały i uczeń zmuszony był ją podpierać z całej siły.
— Cóż się tobie stało Gerwazo, czy ci zabrakło odwagi?
— Nie... lecz to jest bardzo rzecz drażliwa stawić się przed sędzią kryminalnym.
— To człowiek taki sam jak drudzy.
— Tak, lecz potrzeba przed nim wyznać okoliczności...
— Wielkie rzeczy powiedzieć prawdę.
— Lecz trzeba przysiądz.
— To przysięgniesz, wszakżeś mówiła.
— Jakóbie, powiedz mi czy pewny jesteś żeś mnie uwiódł?