Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/661

Ta strona została przepisana.

Co do Jakóba Aubry, z obawy ażeby dziewczyna nie przywołała go albo za nim nie wybiegła, zemknął przez korytarze znane tylko uczniom i pieniaczom, a wybiegłszy na dziedziniec dopiero zwolnił kroku, dążąc do mostu Ś-go Michała, przez który koniecznie Gerwaza wracać musiała.
W pół godziny ujrzał ją nareszcie.
— I cóż! — zapytał biegnąc naprzeciw niej — jakże się wszystko odbyło?
— Niestety! — rzekła Gerwaza — przez ciebie musiałam wielkie kłamstwo popełnić, lecz spodziewam się, że mi to Bóg przebaczy ze względu na ostateczność, do jakiej mnie przywiodłeś.
— Biorę wszystko na siebie Gerwazo... powiedz mi tylko co tam zrobiłaś?
— Albo ja wiem, byłam taka zmieszana, że nie pamiętam co mówiłam i o co mnie zapytywano.
— Sędzia mnie badał o różne rzeczy, odpowiadałam raz tak, drugi raz nie wiem tylko, że nie jestem pewną czy stosownie.
— Nieszczęśliwa! — zawołał Aubry — możeś się sama obwiniła, żeś mnie uwiodła.
— O! co tego. to nie jestem pewną.
— Czyś podała moje zamieszkanie, żeby mnie znaleźć mogli?
— Tak, pamiętałam o tem.