Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/662

Ta strona została przepisana.

— Jeźli tak, to wszystko dobrze pójdzie.
Poczem odprowadził Gerwazę i pocieszywszy ją jak mógł, powrócił do siebie ufny w opiekę Opatrzności.
Rzeczywiście Opatrzność lub przypadek zrządził ziszczenie życzeń Jakóba, gdyż nazajutrz otrzymał wezwanie piśmienne, ażeby się stawił przed sędzią kryminalnym.
Wezwanie było na godzinę dwunastą, była dziewiąta gdy pobiegł do Gerwazy, którą zastał równie wzruszoną jak dnia poprzedniego.
— I cóż mi powiesz? — zapytała go.
— Co? zawołał Jakób pokazując jej papier z radością — mam czego pragnąłem.
— Na którą godzinę?
— Na południe; oto wszystko com mógł się dowiedziedzieć z tego pisma.
— Jakto, więc nie wiesz o co jesteś obwiniony?
— Żem ciebie uwiódł droga Gerwazo, tak się przynajmniej domyślam.
— Nie zapomnij, żeś sam tego żądał.
— Jakto? gotowem przysiądz, żeś się do ostatniego opierała mojej woli.
— Więc mi nie będziesz miał za złe, żem ciebie usłuchała?