Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/663

Ta strona została przepisana.

— Przeciwnie, mocno ci jestem obowiązany.
— Choćby cię za to co złego spotkać miało?
— Choćby co najgorszego.
— Przytem jeżeli odpowiadałam mylnie to dla tego, że byłam bardzo wzruszoną, spodziewam się przeto, że i to mi przebaczysz.
— Nietylko że ci przebaczę, moja droga ubóstwiana Gerwazo, ale już ci przebaczam wszystko.
— A! — odezwała się dziewczyna z westchnieniem; łotrze, takiemi to słówkami wiedziecie nas do zguby.
Z tego wnieść można, że Gerwaza istotnie została uwiedzioną.
Zaledwie o kwadrans na dwunastą Aubry przypomniał sobie, że ma termin oznaczony na południe. Pożegnawszy się więc czule z Gerwazą, pośpieszył szybkim krokiem do pałacu sprawiedliwości. Dwunasta właśnie biła gdy stanął przed drzwiami izby sądowej.
— Wnijdź — zawołał tem sam głos nosowy.
Wezwanie nie potrzebowało powtórzenia, albowiem Jakób Aubry z uśmiechem na ustach, z podniesioną głową i nasuniętą czapką na ucho, wszedł do izby sądowej.
— Jak się nazywasz? — zapytał go urzędnik.
— Jakób Aubry.