Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/664

Ta strona została przepisana.

— Kto jesteś?
— Uczeń złotniczy.
— Czym się zajmujesz?
— Uwodzę młode dziewczęta.
— A! więc to przeciw tobie wniesioną, została wczoraj skarga przez...
— Przez Gerwazę-Perretę Popinot.
— Dobrze, usiądź i czekaj kolei.
Jakób usiadł jak mu zalecono i czekał.
Nakoniec wezwano Jakóba Aubry ucznia złotniczego.
Jakób Aubry powstał z miejsca natychmiast, poskoczył do gabinetu sędziego z równym zadowoleniem, jakby się spieszył na zabawę.
Dwóch ludzi znajdowało się w gabinecie sędziego: jeden z nich wyższy, czarniejszy, suchszy i szczuplejszy od będącego w przedpokoju, co się wydawało Jakóbowi niepodobieństwem przed kilku minutami, był to pisarz; drugi, gruby, otyły, niski, okrągłej twarzy, z żywem spojrzeniem z uśmiechem na ustach, wesołej fizyonomii: był to sędzia kryminalny.
Uśmiech sędziego skrzyżował się z uśmiechem ucznia, który gotów był uścisnąć rękę urzędnika, tak dalece powziął ku niemu sympatyę.
— He! he! he!... więc to asan uwodzisz dziewczęta? — odezwał się sędzia.