Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/676

Ta strona została przepisana.

Paź stał oparty o wał nadrzeczny i bawił się ciskaniem kamyków w wodę.
— W istocie spotkanie nadarzyło mi się w stosowną porę. Mój przyjaciel nieznany, który ma wielkie znaczenie u dworu, wyjedna mi bezwątpienia łatwość dostania się do więzienia. Opatrzność zesłała mi jego pazia, ażebym się dowiedział gdzie go będę mógł znaleźć, gdyż dotąd niewiem ani o jego nazwisku ani miejscu pobytu.
Chcąc zatem korzystać z tego co uważał za łaskę Opatrzności, Jakób Aubry zbliżył się do młodego pazia, który poznawszy go upuścił z ręki kamyki i założył prawą nogę na lewą, podług zwyczaju członków stowarzyszenia, do jakiego należał.
— Dzień dobry panie paziu — zawołał Aubry donośnym głosem.
— Dzień dobry panie uczniu, cóż to cię sprowadziło w nasze strony?
— Jeśli ci mam prawdę powiedzieć, to szukam tego com właśnie znalazł, ponieważ ciebie spotkałem; szukałem bowiem mieszkania twego pana a mojego najlepszego przyjaciela, hrabi, barona, wicehrabi... słowem chciałem się dowiedzieć o miejscu jego pobytu.
— Czy życzysz sobie z nim się widzieć?
— Natychmiast mój drogi jeżeli podobna.