które zaostrzył nakształt sztyletu i osadził w kawałek drzewa.
Niższa część drzwi ustąpiła; drzewo dębowe zupełnie obróciło się w węgiel.
Wkrótce Benvenuto zrobił w tem miejscu otwór tak wielki, że mógł wyjść czołgając się.
Wówczas otworzył wnętrze statui, zabrał pasy skręconego płótna, owinął je około siebie, uzbroił się w swoje narzędzie, z którego jak mówiliśmy zrobił sztylet, ukląkł znowu i modlił się po raz drugi.
Potem wysadził głowę przez otwór, dalej ramiona, resztę ciała i znalazł się na korytarzu.
Powstał lecz nogi tak pod nim drżały, że musiał oprzeć się o mur aby nie upaść.
Serce biło mu jak młotem, głowa pałała.
Kropla potu wisiała na każdym włosku; trzonek zaś swego sztyletu trzymał w ręku tak silnie, jak gdyby mu go wydrzeć chciano.
Gdy jednak wszędzie cichość panowała i nic słychać nie było, Benvenuto uspokoił się i macając ręką szedł koło muru korytarza; wkrótce poczuł, że tego muru zbrakło.
Podniósł więc natychmiast nogę i dotknął pierwszego stopnia schodów a raczej drabiny, prowadzącej na taras.
Przeszedł wszystkie stopnie po jednemu,
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/68
Ta strona została przepisana.