Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/685

Ta strona została przepisana.

— Na pomoc, morderca! — wolał Marmagne.
— Krzycz tak głośno, jak ci się spodoba — odpowiedział Jakób — bo ręczę, że przestaniesz na zawsze krzyczeć nim ci na pomoc nadbiegną. Radzę ci przeto myśl raczej o obronie. Tak mości wicehrabio, broń się!
— Jeżeli chcesz koniecznie — zawołał wicehrabia — to nauczę cię rozumu!
Marmagne celował pomiędzy szermierzami dworskiemi, równie jak Jakób Aubry pomiędzy uczniami uniwerstytetu. Ztąd wynikło, że po pierwszem starciu, oba przeciwnicy poznali, że będą mieli więcej do czynienia z sobą, niż się spodziewali; Marmagne wszakże miał oczywistą wyższość nad uczniem. Jak wiadomo Aubry wziął szpadę pazia, która była o sześć cali krótszą od szpady wicehrabiego; nie przeszkadzało to do obrony, lecz było niedogodnem w nacieraniu.
Przytem Marmagne znacznie wyższy wzrostem od ucznia i uzbrojony dłuższą szpadą, ograniczał się na trzymaniu jej w równi z twarzą przeciwnika; Aubry pomimo wszelkich przebiegów sztuki szermierskiej nie mógł dosięgnąć Marmagna, któremu dość było cofnąć prawą nogę do lewej, ażeby uniknąć razów. Z tego wynikło, że już kilkakrotnie długa szpada wicehrabiego