Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/692

Ta strona została przepisana.

— Niech cię Bóg ma w swojej opiece! odpowiedział umierający.
— Jak to rozumiesz?
— Bo winny może się spodziewać ułaskawienia, niewinny zaś nigdy.
— Jest to nader głębokie zdanie mój przyjacielu, lecz wcale niepocieszające dla mnie.
— Mówię prawdę.
— Co masz w ręku?
— Sztylet.
— Jakimże sposobem broń ta dostała się w twoje ręce?
— Czekaj.... pewnego dnia dozorca przyniósłszy mi chleb i wodę, postawił latarkę na ławce przy ścianie. Dostrzegłem wtedy, że z tej ściany występował kamień i na nim wyryte były głoski. Nie zdążyłem przeczytać. Lecz po odejściu dozorcy zacząłem grzebać ziemię rękami, rozrzedziłem ją wodą tak, że się stała lepką jak glina i na tem cieście odcisnąłem napis, był zaś taki „ultor“.
— To znaczyło, mściciel. Wróciłem do kamienia i usiłowałem go podważyć, jakoż po kilku wstrząśnieniach zaczął się poruszać jak ząb w dziąśle. Z cierpliwością powtarzając tę czynność po dwadzieścia razy dziennie, nakoniec wydobyłem go