Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/695

Ta strona została przepisana.

na drugą stronę, z tem wszystkiem bliskim byłem celu. Wczoraj słyszałem głosy.
— Do dyabła — zawołał Aubry... sądzisz więc?
— Zdaje mi się, że po kilkogodzinnej pracy, dokończysz mojego dzieła.
— Dziękuję ci.
— Teraz pragnąłbym spowiednika — rzekł umierający.
— Poczekaj mój ojcze, zawołał Aubry, niepodobna aby odmówili żądaniu umierającego.
Tym razem pobiegł do drzwi nie potknąwszy się, gdyż wzrok jego już się zaczął przyzwyczajać do ciemności, stukał rękami i nogami.
Dozorca nadszedł.
— Co znaczy ten bałaś?- — zapytał się, czego chcesz?
— Starzec, który jest ze mną umiera, rzekł Aubry, i żąda księdza; czy odmówicie mu tego?
— Hum.... pomtuknął dozorca. Nie wiem po co tym hultajom zachciewa się spowiednika. Dobrze, dobrze, przyślę tu księdza.
W dziesięć minut potem ksiądz nadszedł z wiatykiem, poprzedzony dwoma asystentami, z których jeden niósł krzyż a drugi dzwonek.
Był to zaiste widok uroczysty tej spowiedzi