W milczeniu przyłożywszy ucho do ściany a następnie do podłogi, przekonał się nareszcie, że odgłos pochodził z pod ziemi.
Askanio miał więc sąsiadów, którzy byli oddzieleni od niego wązkim murem lub cienką ścianą deskową.
Po upływie dwóch godzin szmer ustał.
Następnie około północy znów szelest dał się słyszeć, lecz tym razem odmiennego rodzaju.
Nie był to bowiem szmer osób rozmawiających, lecz odgłos uderzeń, głuchych i szybko po sobie następujących, jakie się zwykle słyszeć dają w pobliżu pracowni kamieniarzy.
Zresztą szelest zawsze pochodził z tego samego miejsca, trwał nieprzerwanie i stawał się co chwila donośniejszym, a ponieważ nie była to zwykła godzina pracy, oczywiście więc jakiś więzień usiłował wydobyć się.
Askanio uśmiechnął się smutnie, bo ten co go odwiedzi, zawiedziony zostanie w nadziei, że się wydobył z więzienia.
Nakoniec szelest tak dalece się powiększył, ze Askanio pochwyciwszy lampę, pośpieszył do miejsca zkąd takowy pochodził.
Prawie w tejże chwili wzdęła się ziemia w najodleglejszym kącie więzienia, i rozsypując się, odkryła głowę ludzką.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/703
Ta strona została przepisana.