Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/718

Ta strona została przepisana.

— Przezorności — szepnął Askanio.
— Przezorności! Jeszcze raz się omyliłam, mój Boże, mój Boże! wszakże powinnam była być pewną, przekonaną, zupełnie... Przezorności! — A więc — dodała udając, że się przezwycięża — winnam ci tylko podziękować za tę przezorność Askanio; lecz czy mniemasz, że to jest roztropnie trzymać go przy sobie, tutaj, gdy w każdej chwili mogą nadejść i zrewidować cię przemocą; czy sądzisz, że to roztropnie przechowywać list, który gdyby został odkryty, może pozbawić ciebie i Blankę jedynej opiekunki co was ocalić mogła?
— Pani! — rzekł Askanio z powątpiewaniem — nie wiem czy zamiar ocalenia mnie i Blanki istnieje w głębi serca twojego, tak jak się objawia z ust twoich, nie wiem czy jedynie chęć odzyskania pisma, które jak pani wspomniałaś, może ją zgubić, tu cię sprowadza; nie wiem nakoniec, czy odzyskawszy je, z opiekunki jaką się obecnie przedstawiasz, nie staniesz się najzaciętszą nieprzyjaciołką; lecz to wiem pani, że ten list do ciebie należy, a od chwili gdyś przyszła zażądać zwrotu, nie mam prawa zatrzymywać go dłużej.
Askanio, powstawszy z łoża, poszedł do krzesła, na którem leżała odzież jego, sięgnął do kieszeni i wydobywszy z niej list, którego kopertę