Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Tym razem gdy upadł, zemdlał.
Godzina prawie upłynęła, nim przyszedł do siebie, lecz chłód rannego powietrza przywrócił mu przytomność.
Pozostał chwilę jeszcze jak odurzony, potem przeciągnął ręką po czole i wszystko przyszło mu na pamięć.
Czuł w głowie ból straszny a krople krwi, co sączyły się jak pot po jego twarzy, spadały na kamienie, na których leżał.
Zrozumiał, że był raniony w czoło.
Poniósł tam rękę po raz drugi, lecz już teraz nie dla zebrania myśli, lecz dla poznania ran; rany były lekkie, obtarły skórę lecz nie naruszyły czaszki.
Benvenuto uśmiechnął się i chciał powstać, lecz upadł natychmiast: prawą nogę miał złamaną o trzy cale nad kostką.
Noga była tak zdrętwiałą, że początkowo żadnej nie czuł boleści.
Wtedy zdjął koszulę, podarł ją na pasy a zbliżywszy jak mógł nalepiej kości nogi, ścisnął ze wszystkich sił, przeciągając kiedy niekiedy płótno pod podeszwą, dla utrzymania dwóch kości jednej przy drugiej.
Potem zaczął czołgać się na czworakach