Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/74

Ta strona została przepisana.

ku jednej z bram Rzymu, która o pięćset kroków ztamtąd się znajdowała.
Gdy po pół godzinie srogich męczarni, przybył do tej bramy, znalazł ją zamkniętą. Spostrzegł wielki kamień leżący pod bramą, wyrwał go i przeszedł tym otworem.
Zaledwie jednak zrobił trzydzieści kroków, gdy gromada psów błądzących i zgłodniałych, poznawszy z odoru krwi, że był raniony, rzuciła się do niego, wówczas Benvenuto dobył narzędzia do modelowania i jednem uderzeniem w brzuch zabił największego i najzajadlejszego a pozostało rzuciwszy się natychmiast na zabitego psa, pożarły go.
Benvenuto przyczołgał się wtedy aż do kościoła Traspontina; tam napotkał nosiwodę, który obładował osła i napełnił naczynia. Zawołał go więc.
— Słuchaj — rzekł do niego — byłem dziś u mojej kochanki; okoliczność pewna zrządziła, że wszedłszy do niej drzwiami, zmuszony byłem wyjść oknem; skoczyłem z pierwszego piętra i złamałem nogę, zanieś mnie na schody Świętego Piotra a dam ci talara złotem.
Nosiwoda nie mówiąc słowa, wziął rannego na barki i zaniósł go na wskazane miejsce.