Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/740

Ta strona została przepisana.

kle głosem cierpkim dozorca, trzymając w ryku światło, przy którem dostrzedz można było za nim halabardy dwóch ludzi ze straży.
Drugie zlecenie dozorcy było zbyteczne, ponieważ łóżko było bez nakrycia, położył się więc w zupełnem ubraniu.
— Dokąd mnie zaprowadzicie? — zapytał Jakób śpiąc jak mówią jednem okiem.
— Jesteś bardzo ciekawy — odpowiedział dozorca.
— Chciałbym przecie wiedzieć.
— Dość tego, pójdź za mną.
Wszelki opór byłby daremny, więzień usłuchał.
Dozorca szedł naprzód, za nim Jakób, dwaj halabardziści zamykali orszak.
Jakób Aubry oglądał się w około z niepokojem, obawiał się bowiem nocnej egzekucyi; jednak pocieszył się wkrótce nie widząc ani księdza ani kata.
W kilka minut Jakób Aubry wprowadzony został do sali, w której siedział w dniu uwięzienia; ztamtąd zamiast udać się do furtki jak się spodziewał, tak dalece nieszczęście czyni nas lekkomyślnymi, przewodnik jego otworzył drzwiczki skryte w jednym rogu sali będące, a przeszedłszy długi korytarz wyprowadził na podwórze.