Oba wziąwszy siekiery do rąk, zaczęli podcinać słupy dach podpierające.
W kilka chwil potem padł dach zajęty.
Wtedy Herman i Benvenuto uzbrojeni bosakami nagarnęli palące się szczątki belek i krokwi do pieca, tym sposobem z zwiększeniem ilości paliwa i metal wrzeć zaczynał.
Lecz Beuvenuto utracił siły.
Od sześćdziesięciu godzin nie zmrużył oka, a od dwudziestu czterech nie przyjmował pożywienia; był on duszą tej czynności, osią całego ruchu.
Gwałtowna febra zaczęła nim miotać; po żywym rumieńcu nastąpiła bladość śmiertelna.
W przestrzeni ogrzanej do tego stopnia, iż nikt przy nim stać nie mógł, on jednak czuł drżenie członków i zęby mu dzwoniły, jakby się znajdował wśród śniegów Laponii.
Robotnicy spostrzegłszy go w tym stanie, zbliżyli się; chciał się im opierać, zaprzeczać osłabieniu, bo dla niego ulegać konieczności było hańbą, lecz nareszcie musiał przyznać, że się czuje osłabionym.
Szczęściem topienie dochodziło do końca, najtrudniejsza czynność była załatwioną, reszta była robotą czysto mechaniczną, łatwą do wykonania.
Wzywał Pagola, lecz go nie było.
Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/746
Ta strona została przepisana.