w posągu; dziś, cóż mogłem wcisnąć w kielich kwiatu? tylko papier, i to też uczyniłem.
— Lecz ten bilet, ten niegodziwy bilet spaliłam przecież własnemi rękami; widziałam płomień, zdeptałam popiół...
— Czy pani czytałaś bilet spalony?
— Nie, nie! a! szalona, szalona! wszakżem go nie czytała.
— Szkoda, przekonałabyś się pani, że list szwaczki wydaje tyle płomienia i popiołu co list księżnej.
— Oszukał więc mnie nikczemny Askanio!
— O pani! wstrzymaj się; nie miej nawet podejrzenia na to niewinne dziecię, które gdyby cię zresztą oszukało, użyłoby tylko broni przeciw niemu zwróconej. Nie pani, on cię nie oszukał; nie, on by nieokupił życia Blanki kosztem oszukaństwa, on sam był oszukany.
— Przez kogo?
— Przez dziecko, studenta, tego samego co ranił w pojedynku Marmagna, słowem przez niejakiego Jakóba Aubry, o którym wicehrabia musiał wspominać przed panią.
— Tak, — szepnęła księżna — przypominam sobie co Marmagne mówił, iż ten uczeń Jakób Aubry, usiłował dostać się do więzienia, ażeby pozyskać mój list od Askania.