Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/84

Ta strona została przepisana.

widząc niepodobieństwo połączenia tych trzech typów razem, postanowił poprzestać na bachantce.
Ale jak na bachantkę, to prawdziwie znalazł to czego szukał; oczy ogniste, usta koralowe, ząbki jak perły, szyja ślicznie osadzona, ramiona zaokrąglone, kibić szczupła i biodra wydatne; nie byłoż to dosyć?
— Jak się panna nazywasz? — spytał nareszcie Benvenuto cudzoziemskim akcentem biednej dziewczyny, coraz bardziej zdziwionej.
— Katarzyna, do usług pańskich — odpowiedziała.
— A więc, panno Katarzyno — mówił dalej Benvenuto — oto masz talara w złocie za twoją fatygę, jutro zaś przyjdź do mnie na ulicę Ś-go Marcina, do pałacu kardynała Ferrare a ofiarują ci drugie tyle.
Młoda dziewczyna wachała się przez chwilę, sądziła bowiem, że cudzoziemiec żartował z niej.
Lecz talar złotem przekonywał, że mówił prawdę; po krótkim przeto namyśle:
— O której godzinie? — spytała.
— O dziesiątej rano; czy będziesz wolna?
— Najwolniejsza.
— Mogę więc liczyć na ciebie?
— Bezwątpienia.
Benvenuto ukłonił się jej jak jakiej księżnej