Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/101

Ta strona została przepisana.

Było to zresztą jestestwo pośrednie pomiędzy bydlęciem a człowiekiem.
Tak, szczęście Korneljusza zależało od niego; mógł bowiem znudzić się w Löwensteinie, upatrzyć, że powietrze tam nie sprzyjało mu, że piwo było złem i prosić o przeniesienie w inne miejsce, i rozłączyłby być może na zawsze van Baerla z córką swoją.
— A wtedy — mawiał Korneljusz — nacóż przydałyby się nam wędrowne gołębie, gdyż czytać nie umiesz.
— A więc — odpowiadała Róża, lękająca się rozłączenia równie jak Korneljusz — mamy codzień godzinę czasu, użyjmy jej dobrze.
— Zdaje mi się, że nieźle skorzystamy z niego.
— Korzystajmy zatem — odpowiada z uśmiechem Róża.
— Ucz mnie pan czytać i pisać, wierz mi, iż będę pojmować prędko, tym więc sposobem nic nas rozłączyć nie zdoła oprócz własnej woli.
— Oh! jeżeli tak, mamy więc wieczność przed sobą.
Róża uśmiechnęła się wzruszywszy ramionami.
— Alboż pan wiecznie pozostaniesz w więzieniu. — Alboż statuder nie może pana ułaskawić zupełnie i zwrócić mu majątek skonfiskowany, a wtedy czyż pan nie zapomnisz o Róży, córce dozorcy więzienia, czy spojrzysz na nią przynajmniej jadąc konno lub w karecie? bo wiem, że mój stan jest bardzo poniżony; ojciec mój prawie tyle znaczy, co oprawca.
Korneljusz chciał ją upewnić o niezmienności swych uczuć i byłby może ją przekonał swoją szczerością duszy, tchnącej ku niej miłością.
Lecz dziewica przerwała mu zapytaniem:
— Jakże się ma tulipan pański?
Mówić Korneljuszowi o tulipanie, było to nieomylnym środkiem wygładzenia z jego myśli wszystkiego, nawet Róży.
— Dość dobrze, pączek czernieje, teraz odbywa się fermentacja, żyły cebulki nagrzewają się i nabrzmiewają, od dziś za tydzień będzie można rozpoznać pierwsze zarody kwitnięcia... A twój kwiat, Różo?
— Oh! co się mnie tyczy, spodziewam się doczekać pomyślnego wyniku, gdyż postępowałam według pańskich zaleceń.
— Powiedz mi przecie, Różo, jak postępowałaś? — za-