Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/102

Ta strona została przepisana.

pytuje Korneljusz z iskrzącym wzrokiem, z przyspieszonym oddechem, podobnie jak w dniu, gdy chciał złożyć pocałunek na twarzy dziewicy.
— Co do mnie — mówi z uśmiechem dziewica (gdyż odgadła miłość, którą pałał ku niej więzień, również jak był zamiłowany w czarnym tulipanie) uprawiłam ziemię w ogrodzie, zdała od drzew i murów, ziemia ta jest cokolwiek piaszczystą, raczej wilgotną niż suchą, bez kamyczków, szkła i skorup, gdyż ją starannie przesiałam...
— Bardzo dobrze, Różo.
— Ziemia tak przygotowana, oczekuje na twoje dalsze zlecenia. Oznaczysz mi pierwszy dzień piękny do zasadzenia mego nasiennika i zasadzę go; mówiłeś, żem powinna to później uczynić od ciebie, gdyż mam tę korzyść nad tobą, iż sprzyjać mi będzie świeże powietrze, słońce i obfitość soków ziemskich.
— Masz słuszność, Różo — zawołał Korneljusz, uderzając z radością w dłonie — przekonywam się, żeś pojętna uczennica i otrzymasz pewno nagrodę stu tysięcy guldenów!
— Nie zapominaj pan, że twoja uczenica ma się czegoś więcej nauczyć jak uprawy tulipanów.
— Oh! bezwątpienia, bo i mnie wiele na tem zależy, ażebyś umiała czytać.
— Kiedyż rozpoczniemy naukę?
— Natychmiast.
— Nie, jutro.
— Dlaczego jutro?
— Ponieważ minęła godzina i muszę pana pożegnać.
— Już — lecz na czem czytać będziemy?
— Oh! mam książkę, która mnie ma przynieść szczęście, a raczej obojgu.
— A więc jutro?
— Jutro.
Nazajutrz Róża przyszła z biblją Korneljusza de Witt.