Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/106

Ta strona została przepisana.

Potem, chcąc zmienić treść drażliwą tej rozmowy, Róża zapytuje:
— Cóż się dzieje z twoim tulipanem?
— Osądź o mojej radości, Różo; dziś zrana przyglądałem mu się; odgrzebawszy ziemię, pokrywającą nasiennik, dostrzegłem pierwszy kolec łodygi. Serce moje zadrżało; ten początek białawy, któryby skrzydło muchy zniweczyć mogło jednym zamachem, to jestestwo w zarodzie, objawiające się zaledwie w źdźble niedotykalnem prawie, bardziej mnie wzruszyło, niż czytanie rozkazu statudera który mi uratował życie na rusztowaniu w Buitenhof.
— A więc masz nadzieję?
— Tak, mam nadzieję.
— A ja kiedyż mam zasadzić mój nasiennik?
— Jak tylko pogoda się ustali; lecz nadewszystko nie używaj nikogo do tej czynności i nie zwierzaj się nikomu w świecie; bo widzisz, Różo, znawca, któryby przypadkiem dostrzegł ten nasiennik, poznałby wartość jego; wreszcie, moja droga Różo, zachowaj starannie trzecią cebulkę.
— Bądź o to spokojny, leży sobie w tym samym papierze zawinięta w mojej szafie, obłożona koronkami, które jej nie gniotą, utrzymując w suchości. A teraz bywaj zdrów, biedny więźniu.
— Jakto, już?
— Muszę.
— Przyszłaś tak późno i spieszysz się?
— Ojciec niecierpliwiłby się, gdyby mnie nie było długo widać; przytem mój wielbiciel mógłby powziąć podejrzenie, że ma współzawodnika.
I przysłuchiwała się z zajęciem.
— Cóż ci jest, Różo?
— Nic; zdawało mi się, że słyszę szelest.
— Cóż takiego?
— Coś podobnego do stąpań po schodach.
— To nie twój ojciec — mówi więzień — znam jego krok ciężki.
— O nie, to nie mój ojciec, lecz...
— Lecz co?
— Lecz to może być pan Jakób.
Róża szybko sunęła na schody i dosłyszała zamykające się drzwi z pośpiechem, gdy zaledwie zeszła z kilku stopni.