Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/125

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XX
CO SIĘ DZIAŁO PRZEZ TE DNI OSIEM

Nazajutrz o zwykłej godzinie Van Baerle dosłyszał drapanie u otworu drzwi, jakto Róża miała zwyczaj czynić w czasie ich poprzedniej zażyłości.
Łatwo się domyśleć, że Korneljusz stanął przy drzwiach, przez których otwór miał ujrzeć śliczną buzię, której tak dawno nie widział.
Róża, oczekująca na niego ze świecą w ręku, nie mogła się wstrzymać od wzruszenie, dostrzegłszy twarz wybladłą i smutek więźnia.
— Pan jesteś cierpiący?
— Tak jest, panno, cierpię na ciele i umyśle.
— Ojciec mówił, że pan nie jesz i nie pijesz i że się z łóżka nie podnosisz; postanowiłam więc napisać do pana, ażeby go zaspokoić o przedmiocie jego trosk i niespokojności.
— I ja też pannie odpowiedziałem; mniemam, żeś panna mój list odebrała?
— Tak jest.
— Spodziewam się, że nie będziesz panna tłumaczyć się nieumiejętnością czytania płynnie i, jak się przekonałem, uczyniłaś wielkie postępy w pisaniu.
— Prawda, że nietylko odebrałam, ale i przeczytałam pismo pana, dlatego też przyszłam, ażeby ile możności przynieść panu pomoc w jego chorobie.
— Pomoc w mojej chorobie! — zawołał Korneljusz — mniemałem, że mi panna przynosisz jaką pożądaną wiadomość.
To mówiąc młodzieniec spoglądał na Różę wzrokiem nadziei.
Czy to, że nie zrozumiała wyrazu wzroku, czyli też nie chciała go zrozumieć, dziewica odpowiedziała poważnie: