Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/136

Ta strona została przepisana.

Elżbietę, Annę Austrjacką, nad najznakomitsze lub najpiękniejsze królowe świata.
Ale Róża zabroniła mu pod karą nieprzychodzenia więcej, ażeby przez trzy dni nie wspominał o swoim tulipanie.
Przez 72 godziny winien więc był kochanek poświęcić namiętność swoją ogrodniczą.
Już wprawdzie połowa tych godzin minęła. Trzydzieści sześć pozostałych przejdą szybko: osiemnaście na oczekiwaniu, a osiemnaście poświęcone wspomnieniom.
Róża przyszła o zwykłej godzinie; Korneljusz zniósł bohatersko naznaczoną mu pokutę. Korneljusz byłby znakomitym filozofem szkoły Pitagorasa, gdyby mu dozwolono raz na dzień zapytać się o swój tulipan i byłby o niczem więcej nie mówił przez lat pięć, podług ustaw wspomnianej sekty.
Zresztą piękna Róża pojmowała dostatecznie, iż, gdy się wydaje rozkazy z jednej strony, z drugiej potrzeba nawzajem ulegać; dozwalała więc dotykać swych rączek przez otwór zakratowany i całować swe włosy.
Biedne dziecię! te pieszczoty miłosne były dla niej daleko niebezpieczniejsze, niż rozmowa o tulipanie.
Poznała to, powróciwszy do siebie z bijącem sercem, zaognionemi licami, ustami suchemu i wilgotnemi oczyma.
Nazajutrz zatem po pierwszych słowach wzajemnego powitania, po pierwszej oznace nawet pieszczot, spojrzała na Korneljusza przez kratki wzrokiem, który daje się czuć tylko, gdy go dostrzec nie można.
— A więc — mówi — już go widać.
— Już go widać... kogo? — zapytuje Korneljusz, nie śmiejąc uwierzyć, ażeby Róża sama przez się skróciła czas jego próby.
— Łodygę tulipana — mówi Róża.
— Jakto? — zawołał Korneljusz — pozwalasz więc?
— Tak, pozwalam — odpowiada głosem tkliwej matki, dozwalającej dziecku na rozrywki.
— Ah! Różo! — zawołał, zbliżając usta do kratek w nadziei dotknięcia policzka, rączki lub czoła.
I dotknął rzeczywiście nawpół otwartych ust.
Róża wydała okrzyk.
Korneljusz pojął, iż należy pospieszyć się z prowadzeniem dalszego ciągu.
— Jakże, czy prosto wyrosła? — zapytuje.