Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/139

Ta strona została przepisana.

leko, lecz za pieniądze łatwo dostać posłańca. Czy masz pieniądze, Różo?
Róża uśmiechnąwszy się odpowiada:
— Tak jest...
— Wiele?
— Mam trzysta złotych.
— Oh! jeżeli masz trzysta złotych, to nie posłańca należy wyprawić, lecz sama winnaś udać się do Harlem.
— Lecz cóż się stanie z kwiatem w tym czasie.
— Rozumie się, że go weźmiesz z sobą, nie powinnaś się z nim rozłączać na chwilę.
— Lecz nie chcąc się z nim rozłączyć, muszę oddalić się od ciebie — mówi zasmucona Róża.
— Ah! to prawda, moja droga Różo. Mój Boże! jakże złymi są ludzie. Cóżem zawinił, że pozbawili mnie wolności i z jakiej przyczyny? Masz słuszność, Różo, że niepodobna byłoby mi żyć bez ciebie. Wyślesz więc kogo pewnego do Harlem, i gdy ta wiadomość jest ważną, mniemam więc, że sam prezes tu przybędzie dla widzenia tulipanu i jego barwy — i to powiedziawszy umilkł, poczem dodaje drżącym głosem:
— Lecz gdyby też nie był czarny, Różo?
— Ha! przekonamy się jutro lub pojutrze wieczorem.
— Czekać do wieczora, Różo?... ach umrę z niespokojności. Czy nie moglibyśmy umówić się o znak.
— Oh! ja myślę lepiej zrobić.
— Cóż takiego?
— Jeżeli rozwinie się nad wieczorem, to sama ci o tem doniosę w nocy. Jeżeli zaś we dnie, wsunę małą karteczkę pode drzwi, albo za kratki drzwiczek, pomiędzy pierwszą i drugą wizytą mego ojca.
— Oh! Różo, tak — pismo twoje oznajmiające tę wiadomość, stanowić będzie podwójne szczęście.
— Już po dziesiątej — mówi Róża — muszę opuścić ciebie.
— Tak, Różo, idź, idź!...
Róża oddaliła się smutna.
Korneljusz prawie ją wygnał dlatego, żeby pilnowała czarnego tulipana.
Noc ta, niemal przyjemnie spędzona przez Korneljusza, wzbudziła w nim niespokój i wzruszenie. Co chwila zdawało mu się, iż słodki głosik Róży wzywa go; przebudzał