Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/190

Ta strona została przepisana.

— A co! czy nie prawdę mówiłem? — szepce opowiadacz do ucha więźnia.
— Skłamałeś.
— Jakto?
— Mówiłeś o dwunastu godzinach.
— Tak, to prawda. Lecz zato spotyka pana większy zaszczyt, przysłano po pana adjutanta J. K. Mości, jego zaufanego pana van Dekena; biedny Mathias nie był tak szczęśliwym.
— Dalej zatem — mówi do siebie Korneljusz, zabierając w płuca największą ilość powietrza; dalej, pokażmy tym ludziom, że obywatel, syn chrzestny Korneljusza de Witt, może bez przestrachu znieść widok śmierci.
I śmiałym krokiem przeszedł około pisarza, który ośmielił się zrobić uwagę ofcerowi:
— Lecz kapitanie van Deken, protokół jeszcze nie skończony.
— Niema potrzeby go kończyć — odpowiada oficer.
— Dobrze, kapitanie — mówi pisarz chowając obojętnie papiery i pióro do zatłuszczonej teki.
— Napisanem było — myśli biedny Korneljusz — że nie nadam na tym świecie nazwiska mego dziecięciu, kwiatu lub książce, tym trzem rzeczom, z których jedną przynajmniej jak zapewniają, Bóg naznacza ludziom, których obdarzył duszą wzniosłą i zdrowem ciałem.
I szedł za oficerem, śmiałym krokiem, z podniesioną głową.
Korneljusz liczył schody, prowadzące do esplanady, żałując, iż nie spytał się opowiadacza ile ich było, o czem ten nie omieszkałby go zawiadomić.
Czego najbardziej obawiał się więzień w tem przejściu, które uważał za ostatnią swą drogę, był to widok Gryfusa i Róży.
Jakież zadowolenie spostrzegłby na obliczu ojca, jaką rozpaczy na twarzy córki.
Gryfus, nienawidzący go i powodowany żądzą zemsty, będzie się napawał widokiem zgonu człowieka, który w swem przekonaniu nie dopuścił się zbrodni, lecz dopełnił tylko ściśle wymierzoną sprawiedliwość.
Z tem wszystkiem, pragnąłby może widzieć Różę, pożegnać ją po raz ostatni; nakoniec myśl, iż umrze nie wiedząc co się stało z jego tulipanem, gdzie zwróci swoje