Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/27

Ta strona została przepisana.

— I masz go?
— Oto jest.
— Moje dziecię — odzywa się Korneljusz — nie mam nic cobym ci mógł dać za twoją przysługę oprócz Biblji, którą znajdziesz w mojem więzieniu; jest to ostatni dar uczciwego człowieka, spodziewam się, że ci szczęście przyniesie.
— Dziękuję ci p. Korneljusz, ona mnie nigdy nie opuści — poczem mówi do siebie: — Jakie nieszczęście, że czytać nie umiem.
— Otóż wrzawa znów staje się gwałtowniejsza — mówi Jan — zdaje się moje dziecię, że niema chwili do stracenia.
— Chodźcież więc — mówi piękna fryzka.
I przez kurytarze wyprowadziła braci w przeciwną stronę więzienia.
Poprzedzani przez Różę, zeszli z 12 schodów, następnie przebyli małe podwórze otoczone warownemi wałami i nakoniec wypuszczeni zostali przez drzwi sklepione, na pustą uliczkę, gdzie oczekiwała na nich kareta ze spuszczonym stopniem.
— Spieszcie moi panowie... czy ich słyszycie — wołał strwożony woźnica.
Umieściwszy Kornela w pojeździe, Wielki Pensjonarz odwrócił się do dziewicy.
— Bywaj zdrową moje dziecię! wszystko cokolwiek byśmy powiedzieć mogli, byłoby niedostatecznem do wynurzenia naszej wdzięczności. Polecamy ciebie opiece Boga, który mam nadzieję wynagrodzi ci za ocalenie życia dwom nieszczęśliwym.
Róża ujęła rękę, którą jej podał Wielki Pensjonarz i ucałowała ją z uszanowaniem.
— Spieszcie, spieszcie... zdaje się, że usiłują drzwi wyłamać.
Jan de Witt szybko wsiadł do karety i zamknąwszy drzwiczki, zawołał:
— Do Tol-Hek!
Tol Hek, była bramą miejską przez którą prowadziła droga do małego portu Scheweningen, gdzie oczekiwał statek na obu braci.
Pojazd ruszył galopem.