Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/68

Ta strona została przepisana.

jąwszy położenie, zawstydzona, zwracając swe śliczne oczy na młodzieńca, powiedziała:
— Przebacz pan i przyjm zarazem moje dzięki. Przebacz mi za to, com pomyślała i przyjm podziękowanie za to, co czynisz.
Korneljusz zarumienił się.
— Dopełniam tylko obowiązku chrześcijanina — mówił — niosąc pomoc bliźniemu.
— Tak, niosąc mu pomoc tego wieczora, zapomniałeś o obelgach wyrządzonych ci zrana; panie to jest więcej, niż ludzkość, jest to nawet więcej niż chrześcjaństwo.
Korneljusz zwrócił wzrok na piękną dziewicę zdziwiony usłyszawszy z ust dziecka ludu, słowa tak szlachetne i budujące.
Lecz nie miał czasu wynurzenia jej swego zdziwienia. Gryfus, powróciwszy do przytomności, otworzył oczy i jednocześnie odzyskawszy zwykłą gburowatość, przemawia:
— Ah! to wybornie, otóż to być dobrym dla was, spieszę się z wieczerzą dla więźnia, upadam z pośpiechu, łamię rękę i leżę bez ratunku.
— Jesteś niesprawiedliwym mój ojcze dla tego pana — odzywa się Róża — gdyż zastałam go jak ciebie ratował.
— On? — zapytuje Gryfus z powątpiewaniem.
— To prawda, gotów jestem znów nieść mu pomoc.
— Pan? czy jesteś doktorem?
— Tak jest.
— Więc mógłbyś nastawić mi rękę?
— Nie wątpię o tem.
— I cóż do tego potrzeba?
— Parę deszczułek i bandaży.
— Słyszysz Różo, więzień nastawi mi rękę... to jest oszczędność... no, teraz pomóż mi powstać, zdaje mi się, że jestem z ołowiu.
Róża podała rękę ojcu, który otoczył jej zdrową szyję i z wysiłkiem powstał na nogi, gdy tymczasem Korneljusz podał mu krzesło.
Gryfus usiadłszy mówi do córki:
— Czyś słyszała czego potrzeba? idźże więc.
Róża wyszła i niebawem powróciła z dwiema klepkami od beczki i z płótnem, na bandaże.
Korneljusz przez ten czas rozbierał dozorcę.
— Czy tego pan potrzebowałeś? — zapytuje Róża.