Strona:PL Dumas - Czarny tulipan (1928).pdf/81

Ta strona została przepisana.

— Już idą po pana — zawołała Róża załamując ręce. Mój Boże, mój Boże!... czy nie masz mi już nic więcej do powiedzenia?
I padła na kolana zakrywając twarz rękami.
— Zachowaj starannie te trzy cebule i pielęgnuj je podług przepisów, jakie ci udzieliłem, zaklinam ciebie na wszystko. Żegnam cię, Różo.
— Oh! bezwątpienia wszystko spełnię. Oprócz poślubienia innego!.. dodaje zcicha, oh! to jest niepodobieństwem.
I wsunęła drogi skarb Korneljusza za łono.
Ten szelest, który słyszeli, oznajmiał przybycie pisarza, kata i żołnierzy.
Korneljusz, bez przesady przyjął ich raczej jak przyjaciół, niż prześladowców, poczem wyjrzawszy przez okno, spostrzegł rusztowanie, a za nim w pewnej odległości szubienicę, z której zdjęto ciała Wittów z rozkazu statudera.
Przed wyjściem z więzienia, Korneljusz otoczony żołnierzami, szukał wzrokiem anielskiego spojrzenia Róży; lecz nie mógł nic dostrzec pośród halabard i pałaszy, jak tylko leżące ciało przy drewnianej ławie i twarz zmienioną, okrytą długiemi włosami.
Padając, bezprzytomna Róża zdołała jednakże zebrać tyle siły, że machinalnie przyłożyła rękę do swego aksamitnego gorsetu i Korneljusz mógł dostrzec w ściśniętych palcach Róży, wyżółkłą ćwiartkę biblji, na której Korneljusz de Witt skreślił kilka wyrazów, które niewątpliwie ocaliłyby życie jego chrzestnemu synowi, gdyby był je przeczytał.