Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/115

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIII
D‘ARTAGNAN PRZEKONYWA SIĘ, ODNALAZŁSZY PORTHOSA, ŻE MAJĄTEK SZCZĘŚCIA NIE DAJE

D‘Artaginan minął kratę żelazną i stanął przed zamkiem; zsiadł z konia, a jednocześnie na ganku ukazał się mężczyzna olbrzymiego wzrostu. Trzeba oddać sprawiedliwość d‘Artagnanowi, że — pomimo egoistycznych projektów — serce uderzyło mu radośnie na widok tej postaci marsowej, przypominającej mu człowieka zacnego i poczciwego bez zarzutu. Podbiegł do Porthosa i rzucił się w rozwarte jego ramiona.
Cala służba, stojąc w przyzwoitem oddaleniu, patrzała z pokorną ciekawością. Mousqueton w pierwszym rzędzie ocierał łzy, płynące obficie; biedny chłopak płakał wciąż z radości od chwili, gdy ujrzał d‘Artagnana i Plancheta. Porthos ujął za rękę przyjaciela:
— A!... jakże rad jestem, że widzę cię, najdroższy d‘Artagnanie! — zawołał głosem, który z barytonu stał się basem — więc nie zapomniałeś o mnie?
— Czyż mogłem zapomnieć!... czyż zapomina się, drogi du Vallon, najpiękniejsze dni młodości, najlepszych wiernych przyjaciół i niebezpieczeństwa, wspólnie przebyte?... Gdy patrzę na ciebie, każda chwila dawnego.naszego życia staje mi w pamięci, jak żywa.
— Tak... tak... — rzekł Porthos, pokręcając wąsa, który stracił w samotności kokieteryjny charakter; o tak dokazywaliśmy swego czasu i zaleźliśmy nieraz za skórę biednemu kardynałowi!...
To rzekłszy, westchnął głęboko. D‘Artagnan zaś przyglądał mu się.