w kawałki. Na hałas wpadł Mousqueton, za nim podążał Planchet z pełną gębą i serwetą w ręku.
— Jaśnie pan mnie woła?... — zapytał Mousqueton.
Porthos — skinął na niego, aby pozbierał szkło potłuczone.
— Miło mi widzieć — rzekł d‘Artagnan — że cenisz tego uczciwego chłopaka i trzymasz go przy sobie.
— Jest on moim intendentem — rzekł Porthos; potem dodał głośniej: pamięta on o sobie, szubrawiec, znać to po nim, lecz — ciągnął, zniżając głos — przywiązany do mnie i za nic w świecie nie rozstałby się ze mną.
— I nazywa go jaśnie panem — pomyślał d‘Artagnan.
— Wynoś się, Mouston — przemówił Porthos.
— Nazywasz go Meuston?... to zapewne przez skrócenie; Mousqueton to za długie nazwisko.
— Tak — rzekł Porthos — a w dodatku czuć było w tem fagasa na milę dokoła... Ale, ale, mówiliśmy o ważnych sprawach, gdy ten błazen nam przerwał.
— Odłóżmy na później rozmowę; ludzie twoi mogliby coś podejrzewać; kto wie, okolica może być szpiegami zasiana. Rozumiesz przecie, drogi Porthosie, że idzie o rzeczy wielkiego znaczenia.
— Do kaduka!... — rzekł Porthos. — Kiedy tak, to dla strawności przejdźmy się po moim parku.
— I owszem.
A ponieważ obydwaj najedli się obficie, zaczęli tedy spacerować po wspaniałym ogrodzie. Długie aleje kasztanowe i lipowe ciągnęły się conajmniej przez trzydzieści morgów.
— Na honor — odezwał się d‘Artagnan — park odpowiada godnie całemu otoczeniu; jeżeli w twoich stawach znajduje się tyle ryb, ile królików w twoich królikarniach, jesteś bardzo, bardzo szczęśliwy, drogi Porthosie, jeżeliś w dodatku nie stracił gustu do polowania, a nabrał gustu do rybołówstwa.
— Kochany przyjacielu — rzekł Porthos — pozostawiam rybołówstwo Mousquetonowi; to rozrywka dorobkiewiczów; ja sam poluję niekiedy, to jest, gdy się nudzę; siadam na jednej z tych ławek marmurowych; każę przynieść strzelbę; przyprowadzają mi Gredineta, psa ulubionego, i wtedy strzelam do królików.
— Ależ to bardzo zajmujące!... — rzekł d‘Artagnan.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/119
Ta strona została przepisana.